Czego może Cię nauczyć Steve Jobs?
Czego może Cię nauczyć Steve Jobs?
Steve Jobs uchodzi za guru prezentowania. Dlaczego? Skąd się to wzięło? I czy przypadkiem nie stoi za tym coś jeszcze, co nie ma niczego wspólnego z wystąpieniami publicznymi?
Przed lekturą zachęcam do zajrzenia pod link z wystąpieniem Steve’a Jobsa. Pozwoli to lepiej zrozumieć o czym będziemy mówić.
Carmine Gallo napisał kilka książek, w tym jedną o Jobsie. Tytuł znamienny: Sztuka prezentacji. Opisuje on w niej sposób prezentowania Steve’a Jobsa wnikliwie, więc będzie mi on służył za przewodnika po meandrach retoryki Amerykanina. Jest on zasadniczo zachwycony Jobsem, podczas gdy ja mam nastawienie zdecydowanie bardziej krytyczne.
Skupię się na trzech elementach, bo to całkiem dobra retoryczna zasada. Pierwszy to charyzma, drugi to głos, a trzeci to… sam się przekonasz już za chwilę.
Charyzma
Któż nie chciałby jej mieć. Oto, jak pisze o tym Carmine Gallo w rozdziale pod znamiennym tytułem „Rozwijamy mesjanistyczne poczucie misji”.
„Niewielu ludzi potrafi się oprzeć charyzmie Jobsa, jego magnetyzmowi i pasji, jaką ma dla swoich produktów”. No i już wiem, że jestem w gronie niewielu, i od razu mi z tym lepiej, bo jeśli czuję, że ktoś działa na mnie pozamerytorycznie, to włącza się we mnie raczej lampka ostrzegawcza niż bramka wpuszczająca zaufanie.
Przyjrzyjmy się jednak temu głębiej. Skąd ten magnetyzm? Z głosu w dużej mierze, jak mówią przytaczani przez autora inni znający twórcę Apple’a ludzie. Jakie jest tego magnetyzmu źródło? Pasja! Oczywiście, jakże by inaczej.
Jeśli robisz to, co kochasz, to to słychać. W każdym razie u Jobsa słychać. I faktycznie. Z tym się zgodzę. Może łatwiej oddzielić pasję od treści wystąpień tym, dla których produkty Apple’a nie są niczym szczególnym, jak dla mnie na przykład. Całe to zaangażowanie w rzecz wydaje mi się wręcz perwersyjne. To trochę tak, jakby z pasją mówić o butelce Coca-Coli – jest ładna, owszem, ale żeby zaraz się jakoś szczególnie emocjonować, to już nie moja bajka.
„Nigdy nie robiłem tego, co robię tylko dla pieniędzy” – mówi Jobs i jak podkreśla Gallo: W tym tkwi sekret różnicy między przeciętniactwem a artyzmem w sztuce prezentacji. Nie rób czegoś tylko dla pieniędzy, a będziesz artystą prezentacji. 100 milionów dolarów, które jesteś wart (jak swego czasu podliczono Jobsa), to naprawdę nie ma żadnego znaczenia. Nul, po prostu czysta pasja się liczy.
Z tym zgodzić się trudno, wszak bogacze, którzy osiągnęli sukces mają już na początku wystąpienia plus 100 pktów do prestiżu, i przeważnie większą lekkość mówienia. Wszak inni czekają, aż mądrość zacznie spływać z ich ust. Z czym zgodzić się jednak wypada, to z tym, że Jobs w bardzo młodym wieku osiągnął sukces i choć nie był wyceniany wysoko od samego początku, to szybko kroczył po dolarowej drabinie, którą potem zastąpił na windę, a potem na rakietę.
Co z tego wynika?: rzeczywiście był człowiekiem pasji. Czy jednak pasja od razu przekłada się na sukces? Zapytajcie wszystkich założycieli startupów, którzy wrócili do korporacji.
W podsumowaniu tej części przypomnę, co Gallo pisze na końcu rozdziału o charyzmie. Otóż: do tego, by inspirować innych, konieczna jest pasja – mesjanistyczny zapał do ulepszania świata. Każdy kto czytał książkę Isakssona o Jobsie, ten wie, że ulepszanie świata w wykonaniu Jobsa, to było m.in. równanie z błotem podwładnych. Jeśli tak ma wyglądać ulepszanie świata, to ja dziękuję. Postoję. To znaczy, zachowam dystans do tego rodzaju wynurzeń.
Kolejny element ściśle związany z pierwszym to…
Głos!
W nim właśnie słychać pasję, albo i nie. Skoro wiemy, że słychać w nim pasję, to darujmy sobie przyglądanie się temu, czy mówi głośno i wyraźnie, to oczywiste. Skupmy się m.in. na tym, co się dzieje, gdy nie mówi, bo jest ciekawie.
Jobs rzeczywiście znakomicie operuje pauzami oraz zmianą natężenia głosu. Mówi z początku tajemniczo, stopniuje napięcie, by wręcz eksplodować energią i potoczyście opowiadać o swoim produkcie tak, jak znajomym podczas ekskluzywnej prezentacji. Ma to smak i rzeczywiście robi wrażenie. Nie jest to jednak nic, czego nie można się nauczyć, o ile tylko mamy na to chęć.
Głośność skupia uwagę, także gdy Jobs głos ścisza. Tempo skupia uwagę, przede wszystkim gdy Jobs zwalnia. Pauzy skupiają uwagę, nadając dramatyzm omawianym kwestiom. To wszystko stanowi świetną kompozycję i jest bardzo przyjemne w odbiorze, zwłaszcza dla zgromadzonej publiczności.
Jobs jest poza wszystkim znakomitym aktorem, który wie, że aby dobrze wypaść, należy daną kwestię wielokrotnie powtórzyć. I właśnie niewidzialne dla zgromadzonych przygotowanie jest z pewnością dużym atutem jego wystąpień.
Wróćmy jednak do zniuansowania przekazu werbalnego. Podoba mi się ono najbardziej, zaraz obok kolejnej rzeczy, która jest wielce istotna. Wiesz, co to jest?
Chodzi o…
Slajdy
W dużej mierze oddają one to, co stanowi o uroku wystąpień Jobsa: prostotę.
Jest prosto, bez punktów, wizualnie. Czy zawsze tak można? Pewnie, że nie, więc nie jest to uniwersalna zasada, a raczej pożądany kierunek. Ponadto:
– slajdy ściśle odpowiadają słowom
– słów jest minium, bo wystarczy, że wypowiada je prezentujący
– obraz sygnalizuje, co jest ważne, nie trzeba się domyślać.
To w zasadzie wszystko, nie trzeba być graficznym guru, aby tworzyć podobne slajdy. Wystarczy wiedzieć, jak wkleić zdjęcie do Power Pointa. Zachwycający się Jobsem Gallo chyba zapomina, że w większości sytuacji, nikt nie mówi do tak licznego grona. Im liczniejsze ono jest, tym większej prostoty wymaga – zrozumiałe, ładne zdjęcia ją zapewniają. Na tym polega w dużej mierze urok Jobsa w ogóle – dopasowuje on sposób prezentowania do możliwości percepcyjnych słuchaczy.
Prosto, minimalistycznie uwodzi ich głosem, lecz przede wszystkim tych, dla których tworzył produkty – bo jego sposób mówienia jest jak one: prosty, minimalistyczny. To, że są to produkty drogie, to już zupełnie inna historia. Przypuszczam, że spora część kupujących w pewnej mierze z tego powodu się w nie zaopatruje, że podnoszą status jego posiadaczy.
Czy zatem Jobs jest kimś wyjątkowym w wystąpieniach publicznych? I tak, i nie. Z jednej strony umiejętnie dopasowuje przekaz do oczekiwań, także tych nieuświadomionych – tak samo jak w przypadku produktów, z drugiej strony: Mówi o rzeczach po prostu błahych, wszak czym jest iphone? – rzeczą i niczym więcej, jak samochód czy pralka.
Nie robi niczego odkrywczego, nie robi niczego, czego nie można się nauczyć. Czego nie można się nauczyć, to tylko zaangażowania. To najpierw należy odnaleźć, a potem… pielęgnować, czego nam wszystkim życzę. Bo to jest wg mnie najcenniejsza wskazówka płynąca z wystąpień Jobsa.
A co Tobie podoba się w Jobsie?
Do zobaczenia wkrótce.
PS Jeśli chcesz udoskonalić swoje wystąpienia, zapisz się na najbliższe szkolenie otwarte.
0 Komentarzy